niedziela, 15 listopada 2015

Odcinek 4

Hej! Zdaję sobie sprawę z tego, że bardzo długo nie zamieszczałam żadnego posta, jednak gra mi odmówiła posłuszeństwa, a przez to też inie miałam chęci . Dla zainteresowanych wyjaśnienia na końcu, a tymczasem zapraszam do czytania.
(Zapomniałam wspomnieć, że postacie mogą się trochę różnić jak i reszta otoczenia. Jeśli chcecie dowiedzieć się czym to jest spowodowane, odsyłam was na koniec posta. Buziaki! :*)

Hałas dobiegający z garażu zbudził mnie z niespokojnego snu. Po przebudzeniu przetarłam oczy, głośno ziewnęłam, ale nie miałam ochoty jeszcze wstawać. Na chwilę zapomniałam o wczorajszym dniu. Przez kilka minut leżałam bezczynnie na łóżku i wpatrywałam się w sufit. Miałam czas, by przemyśleć kilka spraw. Mogłam tak godzinami kontemplować, ale mój wewnętrzny spokój zakłócał coraz to głośniejszy hałas.


 Postanowiłam to sprawdzić. Wdziałam więc na siebie puszysty i niesamowicie mięciutki szlafrok i ruszyłam w stronę drzwi. 



Zamykając je spostrzegłam naszego małego diabełka-Melanie. Miała bardzo skwaszoną minę. Wywnioskowałam, że doskwierał jej głód. 

Ruszyłam więc do kuchni by przygotować jej ulubione "danie", czyli kaszę mannę gotowaną na mleku. Do smaku zawsze dodawałam syrop malinowy. Musiałam często chować go przed Melanie, bo najchętniej malutka wypiłaby go jak zwykły soczek. 


Humor Melanie po zjedzeniu sycącego śniadania, od razu się poprawił, a mała nabrała rumieńców i ochoty do zabawy. 


Od zawsze przypominała wszystkim tatę. Być może dlatego mają ze sobą tak wspaniały kontakt. Pod niewieloma względami się od siebie różnili w swoim zachowaniu. Z wyglądu również byli bardzo do siebie podobni, z resztą nie bez powodu każda napotkana osoba mówiła do Melanie: "O! Wykapany tatuś! Jak dwie krople wody!". Z tym drugim stwierdzeniem być może przesadzali.
Ja natomiast zawsze byłam porównywana do mojej mamy. Ognistowłosa, żywiołowa i uparta, jednym słowem identyczna.


Po tych krótkich refleksjach czmychnęłam niepostrzeżenie z oczu Melanie i udałam się do garażu. Naciskając dłonią na stara, żelazną klamkę dźwięk ucichł.


Trochę się zdziwiłam, bo po wejściu do środka zobaczyłam mojego tatę naprawiającego samochód. Nigdy tego nie robił. Zawsze kiedy samochód się zepsuł, oddawał go do naprawy. Musiał być bardzo zdenerwowany skoro sam próbował naprawić nasze wysłużone autko.


-Dobrze ci się spało córeczko?-zapytał tata
-Mhm... w porządku.-mruknęłam pod nosem. Tak naprawdę marzyłam tylko o tym aby się obudzić, bo śniły mi si,ę same koszmary.
-Zaraz wrócę. Muszę nakarmić naszego diabełka.-powiedział tata odkładając klucz francuski.
-Nie ma takiej potrzeby. Już cię w tym wyręczyłam.-odpowiedziałam uśmiechając się.
-To świetnie. W takim razie zrobię ci śniadanie.


Chciałam odciągnąć tatę od tego pomysłu, ale w sumie jego propozycja była bardzo kusząca. Osobiście zawsze posiłek przygotowany przez inną osobę smakuje mi bardziej.


Razem udaliśmy się do kuchni. Usiadłam wygodnie przy stole i z niecierpliwością oczekiwałam na pyszne śniadanie. 


Na sam widok kanapek z masłem orzechowym i plasterkami banana moje ślinianki wariowały. W końcu mogłam się delektować rarytasem. Uwielbiałam nietypowe i ciekawe połączenia we wszystkim, a zwłaszcza w jedzeniu. Kiedy wzięłam do ust ostatni kęs, ktoś zapukał do drzwi.



 Mój tata mnie wyręczył i je otworzył. Okazało się, że odwiedziła mnie moja najlepsza przyjaciółka-Pamela Hooks. 


Była naprawdę bardzo ładna i marzyła o fotomodelingu. Miała indiańskie korzenie. Pochodziła z zamożnej rodziny, ale nigdy nie czuła się lepsza od innych. 


Jej siostra bliźniaczka-Valentine nie była do niej zbyt podobna. Różniła się charakterem, osobowością i trochę wyglądem, ale nieznacznie, bo przecież były to bliźniaczki. Początkowo, gdy poznałam Valentine wywoływała u mnie ciarki i trochę przerażała ze względu na swój specyficzny sposób bycia i styl. Kiedyś zastanawiałam się czy jest czarownicą, ale szybko zwątpiłam, bo przecież magia nie istnieje. Była bardzo ładna tak jak jej siostra, jednak wiele je różniło. Valentine wyróżniał fioletowo-różowy kolor włosów i mocny, wyrazisty makijaż i styl ubierania się. W jej garderobie panował mrok i ciemne barwy. 



Chyba nigdy nie widziałam jej w choćby najzwyklejszym białym t-shircie. Miano czarownicy jeszcze bardziej do niej pasuje kiedy widzę ją ze swoim puszystym i czarnym jak noc kotem. 


Odkąd pamiętam Pamela zawsze odwiedzała mnie razem z Valentine, ale tym razem jej z nią nie było.
-Jak się czujesz?-zapytała Pamela.



-Chyba dobrze...-odpowiedziałam zmieszana.
-Chyba?
-Wiesz, przeżyłam wczoraj stresujący wieczór.
-Słyszałam. W szkole jesteś dla wszystkich bohaterką. Uratowałaś tamtą kobietę!-powiedziała Pamela z ekscytacją w oczach.
-Bohaterką? Jakoś ta nazwa do mnie nie przemawia. Ja tylko udzieliłam jej pomocy i wezwałam pogotowie.
-Dziewczyno, ty się w ogóle nie doceniasz i jesteś stanowczo za skromna.
-Mówię tak, bo nawet nie wiem czy lekarze zdołali ją uratować.




I w tym momencie naszą rozmowę przerwał tata, który właśnie wkroczył do salonu. Zapytał czy wciąż chcę odwiedzić ranną kobietę. 



Oczywiście przytaknęłam i spytałam Pamelę czy zechce mi towarzyszyć. Zgodziła się. Tata wezwał opiekunkę i zaprowadził Pamelę do garażu, gdzie stał naprawiony samochód. 



Ja w tym czasie poszłam się przebrać.



 Jednak kiedy weszłam do pokoju zakręciło mi się mocno w głowie, a w ustach poczułam dziwny smak. Zignorowałam te dolegliwości, a po chwili ustąpiły. 



Nagle w lustrze zauważyłam coś niepokojącego i zaskakującego. Moje zęby zamieniły się w kły. Przetarłam oczy mając nadzieję, ze to kolejny koszmar. Niestety na próżno. Wszystko co widziałam było prawdziwe. Poczułam pulsujący ból w okolicy skroni i po chwili straciłam przytomność...



To wszystko w tym odcinku. Mam nadzieję, ze wam się spodobał i oczywiście zapraszam do komentowania. :)

Tak jak mówiłam na początku, miałam pewne problemy, mianowicie z przywróceniem save'a. Niestety jak możecie się domyślić, nie udało mi się i musiałam tworzyć na nowo wszystkie postacie, dom itp.
Mam jednak nadzieję, że nieznaczne różnice w wyglądzie postaci nie będą wam przeszkadzać. 

A teraz przyszedł czas na wyjaśnienie mojej bardzo długiej nieobecności. Oczywiście po tym jak mój save z gry przepadł straciłam chęci do dalszego pisania bloga. Postanowiłam jednak kontynuować opowieść, bo nie ukrywam, że uwielbiam pisać i sprawia mi to olbrzymią przyjemność. Teraz posty będą się pojawiać przynajmniej 3-4 razy w miesiącu.
Enjoy! ^^




piątek, 13 marca 2015

Odcinek 3

Hey! Przepraszam Was bardzo, że przez dłuższy czas nie zamieszczałam nic na blogu. Mam jednak na to usprawiedliwienie :) Otóż nie chcę się tłumaczyć, bo tak postępuje osoba winna, ale powiem tyle, że zwyczajnie miałam mnóstwo nauki i mało czasu na pisanie postów. ;) Postaram się by ukazywały się one regularnie. Mam nadzieję, że się zmobilizuję i następny pojawi się znacznie szybciej niż poniższy. Dziękuję Wam za komentarze pod wcześniejszym postem i domyślenia. Wszystko zostanie wyjaśnione w tym odcinku.
Nie przedłużając, zapraszam! :D



Niestety, gdy spojrzałam głębiej zobaczyłam... ciało kobiety. 




Nie miałam pojęcia czy jest martwa, czy może wciąż żyje. Zbliżyłam moją twarz do jej czerwonych, spierzchniętych ust. Kobieta z trudem oddychała. Udzieliłam jej pierwszej pomocy. Chwilę później zadzwoniłam po pogotowie.


Byłam roztrzęsiona, po policzkach spływały łzy, a nogi się pode mną uginały.


 Dyspozytor zadał mi kilka pytań i udzielił profesjonalnej rady w razie konieczności reanimacji rannej kobiety.


Przed przyjazdem karetki minuty dłużyły się niemiłosiernie, a ja nie odchodziłam na krok od ofiary.

Zastanawiałam się nad powodem widocznych dźgań nożem na jej ciele. Była dla mnie zupełnie obcą osobą, ale ja nie potrafiłam i nie mogłam jej zostawić bez pomocy. Wkrótce na miejscu zdarzenia pojawiła się karetka.


Ranną kobietę opatrzyli lekarze, ale wciąż wymagała większej pomocy. 


Została przywieziona do szpitala na operację. Chirurdzy przy stole operacyjnym mieli walczyć o jej życie.


Pojawiła się też policja.


Aspirant zawiadomił mojego tatę. 


Musiałam udać się wraz z policjantem na komisariat jako główny świadek. Kiedy dotarliśmy na miejsce zobaczyłam zdenerwowanego ojca.


Przed wejściem do gabinetu komisarza, tata położył rękę na moim ramieniu. Milczał, jego oczy były szkliste, usta natomiast drżały, tak jakby chciał mi coś powiedzieć. Po mojej twarzy spływał potok łez. 


Oczy były spuchnięte od płaczu, a na całej ich powierzchni rozmazał się mój tusz do rzęs. Wyglądałam upiornie, ale w tamtej chwili to nie było dla mnie istotne. Dłonie miałam zimne jak lód i drżące, serce biło niesamowicie szybko. Przesłuchanie odbyło się w obecności taty.


Trwało niespełna pół godziny. Komisarz zadawał pytania. Moje odpowiedzi były dla mnie nie lada wyzwaniem w zaistniałej sytuacji. Byłam przerażona i zdezorientowana. Po wyjściu z gabinetu komisarz spojrzał na akta, wytrzeszczył oczy, a następnie podrapał się po głowie.


 Nie miałam pojęcia co w tym momencie sprawdzał. Podziękował za zeznania i pożegnał nas ściskając dłonie.


Przed gabinetem stałam jak wryta.


 Ocknęłam się, gdy tata złapał mnie za rękę.


Podniosłam wzrok, spojrzałam mu głęboko w oczy.


Milczeliśmy długi czas, gdy niespodziewanie tato przerwał martwą ciszę:
- Jestem z ciebie dumny córeczko. - powiedział drżącym głosem. Po jego policzku spłynęła jedna, przejrzysta jak szkło kropla łzy. Wiedział jak było mi z tym ciężko i próbował mnie pocieszyć.


Objął mnie swoim ramieniem i powoli ruszyliśmy w stronę wyjścia. Nie rozmawialiśmy. Pomimo braku kontaktu między nami wszystko było już jasne.


 Gdy tato otworzył mi drzwi od samochodu zatrzymałam się, zamknęłam je z powrotem i mocno się w niego wtuliłam. Szepnęłam mu do ucha:
- Tato.. zabierz mnie jutro do niej.. chcę ją zobaczyć..


Jego odpowiedź była zdawkowa. Zgodził się. Pocałował mnie w czoło i jeszcze raz mocno uściskał.


Nie chciał, żebym ponownie przez to przechodziła. Cierpiałam po stracie mamy, obwiniałam siebie i innych.


 Chciałam jednak zobaczyć tę kobietę żywą, móc usłyszeć jej głos. Czułam, że na pewno jest piękny i melodyjny. Tak jak mojej zmarłej matki.


Nie znałam ofiary, ale w głębi duszy czułam, że muszę się z nią spotkać. Porozmawiać choć przez chwilę. 
Przez całą drogę powrotną milczeliśmy z moim ojcem. Tłumiliśmy w sobie tyle emocji, nikomu z nas nie potrafiło przejść przez gardło nawet jedno, choćby krótkie słowo. Było za wcześnie, aby jeszcze o tym rozmawiać. Wróciliśmy w końcu do domu. Tata czuwał przy mnie przez całą noc. 


Nie zmrużył oka nawet na moment. Te wydarzenia odbiły się na naszym zdrowiu i spowodowały bezsenność. Doznałam ogromnego szoku, zażyłam więc tabletki uspokajające i nasenne. Po chwili uległam ich magicznym właściwościom i zapadłam w trans. Miałam nadzieję, że to wszystko okaże się koszmarem.




To już koniec odcinka 3, na kolejne musicie jeszcze trochę poczekać. Mam nadzieję, że historia Shauny Wam się nie znudziła i z zaciekawieniem przeczytacie następny odcinek. Z mojej strony to już wszystko. :) 

Jak myślicie, kobieta przeżyje, czy Shauna zastanie kobietę martwą?
Czy dojdzie wkrótce do siebie?
I czy policja odnajdzie sprawcę?

Śmiało piszcie odpowiedzi w komentarzach. :* Do zobaczenia kochani już niedługo :*


A TO TAKI MAŁY BONUS. ZABAWNE SCREENY, NA KTÓRYCH ZACHOWANIE SHAUNY I JEJ GESTY WYDAJĄ SIĘ  BYĆ DOSYĆ DZIWACZNE. =^.^=

HAHAHA :* MOJE ULUBIONE :* ^^

YHYM.. CO SHAUNA CHCIAŁA ZROBIĆ, POKAZAĆ? HM? :* :)

NIE! SHAUNA! NIE DUŚ SIĘ! 
JESTEŚ NIEZBĘDNA DO KONTYNUOWANIA OPOWIEŚCI <33
AWWW:* "PATRZCIE NA MOJE PAZURKI!"
HAHAHA :*




CZYŻBY NIEWIDZIALNA KSIĄŻKA? NIEE XD HAHAH :*